niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 9

                             CZYTASZ=KOMENTUJESZ 
Po zjedzeniu posiłku Justin położył się na kanapie, a my wzięłyśmy się za sprzątanie tak jak wcześniej nakazał.
 Weszłyśmy po schodach na pierwsze piętro, na którym nigdy nie byłyśmy i skierowałyśmy się do pierwszego lepszego pokoju.
 Kiedy już weszłam tam wraz z przyjaciółkami , zauważyłyśmy jakieś opakowania po laptopach, telefonach, oraz telewizorach.
 Trudno nam było wejść głębiej do  pomieszczenia, ponieważ było ono strasznie małe i zbyt zagracone przez te wszystkie rzeczy.
 Pierwszym co przyszło mi na myśl, było to że sprzęt ten jest po prostu kradziony, bo chyba żaden normalny człowiek nie kupuję tyle tak drogich rzeczy.
 Rozmyślając, kątem oka zauważyłam jak Bell bierze do ręki najnowszy iPhone, jeszcze w opakowaniu, równocześnie zrzucając przez przypadek kolejne rzeczy stojące na półce.
 -Cholera!- jęknęła.
Głośny huk rozprzestrzenił się po całym domu.
Byłam  pewna, że Justin przyjdzie tu i po prostu nas za to zabije.
 Natomiast Emily, jakby nigdy nic wyszła z pokoju kierując się do następnego, jednocześnie zostawiając mnie i Bell samą w tym bagnie.
 W jednej chwili w drzwiach ujrzałam człowieka który był tu najmniej oczekiwany – Justin.
- Co tu się kurwa dzieje? – zapytał, zaspanym głosem.
Ups, chyba go obudziłyśmy, nie jest dobrze.
 - Nic takiego –odpowiedziała Bell, wykrzywiając usta w uśmiechu, jakby chcąc go upewnić o swojej niewinności.
I właśnie w tym momencie wybawił nas dzwonek telefonu chłopaka.
 Widać było że jest bardzo zdenerwowany i równocześnie zirytowany.
 Zdziwiło mnie to, że nie wyszedł z pokoju, tylko rozmawiał przy nas.
Nic konkretnego nie mogłam się dowiedzieć, ponieważ tylko przytakiwał.
Skończywszy rozmowę, włożył telefon do kieszeni i zawołał swoich kolegów.
Natomiast oni w trybie natychmiastowym pojawili się w przejściu.
- Muszę jechać załatwić pewną sprawę. – warknął - One mają posprzątać – skierował ręce w naszą stronę. – A wy macie ich pilnować! – rozkazał.
Justin wyszedł z pokoju, a ja usłyszałam już tylko trzask drzwiami, co oznaczało że wyszedł.
 -Wiecie co robić- zwrócił się do nas Ryan i wraz z Christian’em skierowali się na parter, włączając jakiś mecz. Wiedziałam że takowy oglądają, przez głośność która niosła się po całym domu.
 Skierowałyśmy się z Isabell w stronę pomieszczenia do którego weszła Emily.
Rozejrzałam się ale nie było jej w środku.
 Na piętrze w którym się znajdowałyśmy było chyba z 5 pokoi, więc może się pomyliłam?, bo naprawdę jej tu nie ma.
 Weszłyśmy do innego pokoju,  od razu zauważyłyśmy ją  na balkonie.
 - To jest totalne zadupie!- krzyknęła sfrustrowana Emily – Nie ma szans że się stąd wydostaniemy – uderzyła rękom w barierkę, w tym momencie dłoń mojej przyjaciółki przybrała czerwony kolor.
Chyba ją to zabolało.
 Sama nie wiedziałam już co mam robić, rozglądałam się wszędzie gdzie tylko można było.
Moje myśli krążyły nawet, koło tego, abyśmy wyskoczyły przez ten balkon.
 Ale było stanowczo za wysoko, jeszcze coś nam by się stało, a wtedy nie miałybyśmy szansy na żadną ucieczkę z tego paskudnego miejsca.
 Rozmyślając nad jakimś sensownym planem, moje oczy skierowały się na podłogę, zauważając wyjście ewakuacyjne.
JEST! TO JEST TO! WYJŚCIE EWAKUACYJNE! Nie musiałam mówić o tym moim przyjaciółkom bo one, podążyły za moim spojrzeniem i od razu zrozumiały.
 - Chodźmy – Bell bez żadnego zawahania, zaczęła schodzić po niedużych metalowych schodkach. Zbiegłyśmy najszybciej jak się dało, aż w końcu znajdowałyśmy się już na płaskim podłożu. Rozglądnęłam się, czy aby nikt nas nie zauważył.
Ryan z Christianem byli chyba tak zaangażowani w oglądaniu meczu, że zapomnieli o bożym świecie.  Na szczęście.
BINGO! Justin kiedy wyjeżdżał zostawił otwartą furtkę.
 Przebiegłyśmy kawałek posesji, aby za nią wyjść.
- Uda nam się! Biegnijcie ile sił w nogach- krzyknęłam motywująco do dziewczyn na jednym tchu i zaczęłyśmy biec sprintem w głąb lasu.
                                                                                 ***
Nie wiem ile biegłyśmy, może kilka godzin?, nie mam pojęcia bo straciłam rachubę czasu, ale zaczynało się ściemniać, a my nadal biegłyśmy lasem, szukając ścieżki, która mogłaby nas doprowadzić do jakiegoś miasta, wsi lub jakiegokolwiek schronienia, aby Justin i jego podwładni nas nie odnaleźli.
 Cały czas mijałyśmy drzewa.
Przeróżne, liściaste i iglaste, do naszych nozdrzy docierał całkiem znajomy zapach lasu, a ptaki radośnie świergoliły nad naszymi głowami, przeskakując z gałęzi na gałąź.
 W pewnym momencie zaczęło brakować mi powietrza, a kolka dała we znaki.
Nie mogłam dłużej biec, potrzebowałam przerwy.
 Słyszałam, że dziewczyny również ledwo radziły sobie z tym, by czerpnąć równomierne oddechy.
-Musimy się zatrzymać i odpocząć!- każdemu słowu, które starałam się wydobyć z gardła popierała niezmierna zadyszka.
Kropelki potu spływały mi po czole, kapiąc na runo leśne.
-Masz rację- przyznała Bell i zatrzymała się równocześnie z Emily, biegnącą u jej boku.
Usiadłam na ziemi, opierając się o pień drzewa.
Od razu poczułam jak igiełki, które niegdyś opadły z tych wszystkich zielonych drzew, wbijają mi się w tyłek.
 Przyjaciółki przybrały moją postawę i również opadły bezsilnie na podłoże, kładąc się plackiem.
Starały się w jak najkrótszym czasie z zamkniętymi oczami, złapać jak najwięcej powietrza.
Byłam całkowicie wyczerpana z wszelkich sił.
Prawie nic już nie było widać, ściemniło się, a księżyc kształtem przypominający rogalika zawisł na niebie, zastępując słońce.
-Padam z wycieńczenia, nie mam siły na dalszą drogę- westchnęła Emily, cały czas leżąc.
-Ja tak samo, nie mogę zdobyć się na kiwnięcie palcem. Livia, może zostańmy tutaj na noc?, prześpijmy się i zregenerujmy się przez noc- zagadnęła Isabell, zmieniając pozycję na siedzącą, spoglądając mi prosto w oczy.
-Niech będzie- zgodziłam się po chwili namysłu, lecz w duszy zamartwiając, że możemy zostać odnalezione, przez niewłaściwych ludzi.
Ale dziewczyny mają rację, nie ma sensu byśmy dalej szły, tym bardziej że jest ciemno i nic nie widać, lepiej zrobimy ruszając w drogę z samego rana.
Wygodnie ułożyłyśmy się na ziemi, jedna obok drugiej oczekując snu.
Isabell była po środku,  z resztą jak zawsze.
Niezliczoną ilość razy spędzałyśmy ze sobą noce, a ona zawsze lubiła być w środku.
Na szczęście jest lato, więc noce bywają upalne, tak jak teraz, dlatego nie jesteśmy narażone na zamarznięcie. Chociaż tyle.
Przez krótką chwilę pomyślałam o tym co teraz może dziać się w domu Justina. Co jeśli już nas szukają?.
A co dzieję się w moim domu?, może policja znajdzie nas przed Justinem?.
Niczego ni e jestem pewna.
 Oprócz jednego.
Jak tylko zacznie świtać, ruszamy dalej, szukając pomocy  i zadzwonię na policję, poinformować o tym, że zostałyśmy porwane.
Być może wszystko szczęśliwie się skończy?, a ja będę jutro o tej porze we własnym łóżku, otoczona rodziną?.
 Niespełna kilka minut później słyszałam chrapanie dziewczyn, a sama odpłynęłam w krainę snów.
                                                                                  ***
-Halo? Dziewczęta? Czy wszystko w porządku?- słyszałam przez sen.
Nagle ktoś zaczął mną szturchać i natychmiast,  przerażona otworzyłam oczy, spodziewając się ujrzeć najgorszego.
Ale jak się okazało był to siwy pan, którego twarz przepełniona była troską.
W ręce trzymał ogromny kosz. W środku były chyba grzyby.
-Czy ma pan przy sobie telefon?!- wykrzyknęłam, chyba nieco za głośno, bo jego twarz teraz była nieco zadziwiona.
-Taki staruszek jak ja nie potrzebuje telefonu- oznajmił całkiem spokojnie, stawiając przed sobą kosz.
Kurde! Nasza nadzieja została rozwiana, nie mamy co liczyć na tego pana. Niech to szlag!.
-Dziewczyny pobudka! Idziemy dalej!- szturchałam je po bokach, zaniepokojona.
Musiałyśmy się śpieszyć, każda sekunda była cenna.
Justin mógł być już bardzo blisko.
Przerażone jak na baczność wystrzeliły z ziemi, stając na równych nogach, przyglądając się, nieprzytomnym wzrokiem starszemu panu.
-Mógłby nam pan pomóc jak najszybciej wyjść z tego lasu?- zapytałam zdenerwowana, przygryzając wargę.
-Ależ oczywiście, moje drogie. Idźcie cały czas prosto, za jakiś kilometr zobaczycie drewniany domek, przejdźcie obok niego i za tym domkiem jakieś pół godzinki przed siebie i wyjdziecie do głównej drogi- odpowiedział, wskazując ręką przed siebie, pokazując abyśmy szły we wskazaną przez niego stronę.
-A czy w tym domu ktoś mieszka?!- wykrzyknęłam, pełna nadziei na przytaknięcie staruszka.
-Wydaje mi się że tak. Na sznurku wisi pranie, jest to więc jednoznaczne- uśmiechnął się delikatnie, ukazując brak uzębienia.
W mojej głowie krążyło tylko jedno.
 Musiałyśmy się szybko dostać do tego domu, być może tam czekała na nas pomoc.
-Dziękujemy!. Do widzenia- rzuciłam do grzybiarza i wzrokiem nakazałam dziewczynom że na nas już najwyższa pora.
Gdy biegłyśmy w stronę, którą nas pokierowano za plecami usłyszałam tylko:
-Halo!, a nie chce pani kupić grzybów?.
Jednak byłam za bardzo pochłonięta, tym że mogłyśmy zostać odratowane i nie zainteresowałam się krzykiem staruszka.
-Teraz liczy się tylko jedno! Ten dom!, musimy tam dotrzeć!- nakazałam stanowczo do dziewczyn i czułam palący ból stóp, które cały czas musiały sobie radzić ze sprintem.
Po chwili naszym oczom ukazał się drewniany domek.
 Co do drzew nic się nie zmieniło, były wszędzie.
Podbiegłyśmy do drzwi frontowych, mocno w nie zapukałyśmy i pociągnęłyśmy za klamkę, wchodząc  do środka.
To kogo zobaczyłam w środku zmroziło mi krew w żyłach.
Znieruchomiałam, przez krótką chwilę nie mogłam wydobyć  z siebie żadnego dźwięku.
-Talor? Co ty tutaj robisz do cholery?- zapytałam przerażona, na jego widok, oraz tego co trzymał w dłoniach.

_________________________________
Jak Wam się podoba rozdział?
Miałyśmy dodać go we wtorek jak sami wiecie, lecz wyrobiłyśmy się wcześniej.
Bardzo prosimy, żeby każdy kto czyta nasze opowiadanie skomentował ten rozdział choćby zwykłą kropeczką.
Pamiętajcie że wszystkie słowa, które piszecie w komentarzach wywołują na naszych twarzach niesamowite uśmiechy! :)

O&N

16 komentarzy:

  1. Super tego się nie spodziewałam ale konczyć w takim momęcie katujecie mnie:)pozdrawiam Maja

    OdpowiedzUsuń
  2. WOW ZAJEBISTY!!!! Ale ze by tak gu i teraz skonczyc :# NIE LADNIE

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiecej agresji u justina proszze lovelovelove

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne opowiadanie, nie mogę się doczekać na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam kawałek i bardzo mi się spodobało :) jak będę miała chwilę przeczytam całe :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog został nominowany do Liebster Award (:
    Zapraszam po pytania: http://born-to-live-fanfiction.blogspot.com/2014/04/liebster-award-ii_26.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy będzie kolejny rozdział : o

    OdpowiedzUsuń
  8. genialny już się nie mogę doczekać następnego ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy następny rozdział napiszcie coś co dalej będzie się działo z blogiem

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy nowy rozdział? kocham twój blog <33

    OdpowiedzUsuń
  11. Naprawdę jestem pod wrażeniem, dopiero co wpadłam na ten blog, i jestem zachwycona nim. Świetnie piszesz, i to trzeba przyznać. Motywujesz sowim pisaniem. Innych blogerów. Np. mnie :)
    Nie mogę się doczekać nn
    I z wielkim uśmiechem liczę na to że odwiedzisz mój blog i skomentujesz+ http://believe-in-love-just-believe.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetne opowiadanie! Naprawdę jestem po wrażeniem i czekam na więcej :)
    Zapraszam też do siebie (dopiero zaczynam) :
    http://literatura-na-bogato.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. kiedy next ???

    OdpowiedzUsuń
  14. Super!!!!!!

    zapraszam do mnie :) http://ilovejutinbieber.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej. Wiem, że jest to spam, ale proszę zanim go usuniesz przeczytaj!

    Byłaś kiedyś czytelniczką bloga -> http://i-promise-that-i-will-remember.blogspot.com/ Możesz tego nie pamiętać bo było to dawno. Blog nie został skończony, został porzucony. Teraz wracam z kontynuacją opoiwadania i liczę, że na nowo staniesz się jego czytelniczką!

    Byłabym naprawdę wdzięczna. Zostaw oczywiście komentarz żebym wiedziała, że byłaś!

    KONTYNUACJA BLOGA -> http://noteverythingissosimple.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń