sobota, 15 marca 2014

Rozdział 5

                        CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Otworzyłam oczy, ale od razu tego pożałowałam przez słońce, rażące moją twarz. 
Nie mogłam niczego wyraźnie dostrzec, jednak po chwili moje oczy przywykły do światła i odbierały obraz w całkowitej normie.
 Powoli podniosłam się z brudnego materaca, na którym leżałam i rozejrzałam wokół pomieszczenia.
 Czy to wszystko zdarzyło się naprawdę?
 Czy zostałam porwana? 
 Co myślą moi rodzice?
 Gdzie są moje przyjaciółki? -tysiące podobnych pytań zaprzątało moją obolałą głowę, mogłabym się założyć że była posiniaczona, tak jak reszta mojego ciała.
Nie mam pojęcia gdzie teraz jestem, stoję na środku niewielkiego pomieszczenia, w którym niesamowicie cuchnie wilgocią, a zza krat maleńkiego okienka przebijają się promyki słońca. Podeszłam cicho pod okno i stanęłam na palcach, by przez nie wyjrzeć.
 Miałam widok na grube pnie drzew, tylko tyle zdołałam ujrzeć. Dosłownie roiło się od nich wszędzie, gdzie tylko spojrzałam. 
Pomieszczenie w którym byłam musiało mieścić się w lesie.
Byłam pewna że jestem w piwnicy. 
Na zewnątrz nastał ranek, bo słońce wychodziło zza horyzontu. 
 Świt od zawsze był moją ulubioną porą dnia, rano wszystko wydawało się takie wyjątkowe, piękne i niebo mieniło się różnymi kolorami błękitu, jednak w tej chwili nie cieszył mnie ten widok, ale ogarnęła niesamowita panika. 
 Nie miałam pojęcia dlaczego tu jestem i czy moje przyjaciółki są bezpieczne. 
Nawet nie wspomnę o tym co teraz dzieję się w moim domu, nie zdziwię się jeśli policja mnie już zaczęła szukać, a wraz z funkcjonariuszami moja zapłakana mama z ojcem. 
Miałam na sobie to, co kilka godzin wcześniej na imprezie, więc mam pewność że nikt mnie nie zgwałcił.
Zauważyłam drewniane drzwi na końcu pomieszczenia, do których natychmiast niemal bezszelestnie podeszłam. Pociągnęłam za klamkę, ale one nawet nie drgnęły.
Kto wie co teraz będzie?, być może umrę tutaj wskutek zagłodzenia, lub jakiejś inne okropnej rzeczy.  
Co jeśli ci bandyci znajdują się gdzieś nie daleko, być może za tymi drzwiami i zabiją mnie jeśli tylko najdzie ich taki kaprys?.
 Poddałam się, bezsilnie po moich policzkach spłynęły łzy i osunęłam się na ziemię, opierając o drzwi. W pustym pomieszczeniu którym byłam, prócz materaca nie było kompletnie nic, dlatego gdy wybuchłam gromkim płaczem, odgłos ten rozniósł się echem. 
Ucichłam, kiedy zza drzwi usłyszałam czyjeś głosy, należące do dziewczyny i chłopaka.
 Wytarłam z policzków łzy i przyłożyłam ucho do drzwi.
 - Justin, co ty chcesz z nimi zrobić, za niedługo ich rodzice zaczną się martwić, o ile już ich nie szukają. W co ty się pakujesz chłopie?. –  zapytał przerażony damski głos.
 - Kate, wiesz że to nie miało tak wyglądać –  chłopak wypowiedział te słowa z obojętnością.
 Byłam pewna, że ten głos należy do brązowookiego bandyty.  
 Kim była ta Kate o której mówił? Może współpracowała z nimi? Chociaż wątpię,  ponieważ jej głos drżał kiedy mówiła, i wydawała się strasznie wystraszona całą sytuacją. 
Przez załzawione oczy, zauważyłam dziurkę na klucz, zbliżyłam do niej oko, ale niestety nic nie zdołałam ujrzeć, ponieważ była za mała.  
 Na drzwiach znajdowała się wielka ilość kurzu, a ja mam uczulenia na wszelkie pyłki i tym podobne. Nagle poczułam kręcenie w nosie, chciałam powstrzymać odgłos, jaki zaraz nastąpi, ale nie udało się. Kichnęłam, zdmuchując wszystkie zabrudzenia z powierzchni drzwi.
 Przeraziłam się, nogi się pode mną ugięły i nie wiedziałam co robić. 
Usłyszałam otwieranie zamków z drugiej strony i po krótkiej chwili drzwi uchyliły się, ukazując brązowookiego bandytę.
 Tego, który wyniósł mnie z domu Martinów, tym razem bez kominiarki, a u jego boku stała blond włosa dziewczyna.
-Witaj wśród żywych Livia- uśmiechnął się triumfująco, podchodząc bliżej mnie. Stał tuż przede mną. Spuściłam wzrok na ziemię. Nie chciałam patrzeć w jego lodowate oczy, przepełnione gniewem. 
Ten człowiek był chory, nie wiem jaki był powód tego że teraz jestem skazana na to by siedzieć w tym miejscu, ale był na prawdę psychiczny, w tej chwili mógł mi zrobić wszystko. 
W środku cała drżałam, moje ciało było całkowicie bezwładne, zapewne gdyby teraz kazał mi się poruszyć, nie byłabym w stanie.
-Nie zastanawiałaś się może kto podrzucił wam kartkę pod drzwi, gdy dekorowałyście dom na imprezę?- zapytał, śmiejąc się na głos. –Jakbyś widziała swoją minę w tamtym momencie, na pewno  nie wyrobiłabyś ze śmiechu, jak ja sam. Nawet nie wiedziałyście że leżałem sobie w krzakach, przed domem, obserwując wasz najmniejszy ruch oraz słyszę każde jedno słowo- nie przerywał, trzymając w palcach kosmyk moich włosów. 
Przerażona nową informacją, stałam przetwarzając w myślach to, co powiedział, w sumie można było się domyślić że ta kartka była jego sprawką. 
Udawałam że nie słucham tego, co mówił chłopak, nie podnosząc na niego wzroku nawet na sekundę. 
-Patrz mi w oczy kiedy do ciebie mówię, złotko- złapał mój podbródek, próbując delikatnie unieść go w górę, bym na niego spojrzała, ale ja ani drgnęłam, mocno trzymając go w miejscu. 
-Kurwa! Spójrz na mnie dziwko!- warknął, uderzając mnie w policzek z niesamowitą siłą, aż moja głowa pod wpływem uderzenia powędrowała w prawą stronę. 
Natychmiast złapałam za bolące miejsce, odnosząc wrażenie jakby ktoś tysiącem igieł przebijał mi skórę. Straszne uczucie.
-Przemyśl swoje zachowanie, podła szmato!- krzyknął na mnie, łapiąc blondynkę za ramię, i zanim wyszedł z pomieszczenia napluł na moją twarz.  
Stałam w miejscu oniemiała, cały czas trzymając dłoń na moim policzku, siła z jaką uderzył była porażająca. Czy ta dziewczyna nie mogła go powstrzymać od uderzenia? Co on sobie myślał, bijąc mnie, byłam przecież niewinna, nic mu nie zrobiłam. Położyłam się na materacu z bezsilności i poczułam jak moje powieki się zamknęły, na chwilę zapominając o piekielnym szczypaniu policzka. Obudziły mnie hałasy dochodzące z zewnątrz, przestraszyłam się, ponieważ byłam pewna że to ten bandyta i być może znowu chciał mi coś zrobić. 
Odwróciłam się na drugi bok, twarzą w stronę śmierdzącej ściany z cegieł, natomiast plecami do ohydnych drewnianych drzwi, na które nie chciałam patrzeć.
 Usłyszałam otwieranie zamka, a zaraz po tym, głos chłopaka rozniósł się po pomieszczeniu.
 - Wstawaj maleńka!-  natychmiast podniosłam się z materaca na jego komendę i spojrzałam mu w twarz. 
Moje serce zaczęło bić coraz szybciej, usłyszałam krzyki, dochodzące zza pleców chłopaka, aż w końcu moim oczom ukazały się dwie sylwetki dziewczyn, były to moje przyjaciółki, przerażone próbowały się wyrwać z objęć chłopaków. Jak przypuszczam, byli to ci sami chłopcy, którzy wynosili je z domu państwa Martinów, ale w tej chwili również nie mieli na sobie kominiarek.
 - Za niedługo po was przyjdę – powiedział oschle i opuścił pomieszczenie, wraz z dwoma chłopakami.
 Kiedy z ogromnym hukiem zamknął drzwi, podbiegłam do dziewczyn, ich twarze miały liczne podrapania, a siniaki zdobiły każdy skrawek ich ciała, w szczególności nogi.
 Emily i Isabell minęły mnie w milczeniu i usiadły na materacu. 
Żadna z nich nie chciała zacząć rozmowy więc postanowiłam sama spróbować.
 - Co teraz zrobimy? – spojrzałam na przyjaciółki. 
- Musimy się stąd jakoś wydostać, musi być jakiś sposób! – wykrzyczała Isabell. – Zrobił Ci coś poważnego? – zapytała ciszej drżącym głosem. 
-Nic takiego, mam tylko kilka siniaków – westchnęłam, siadając obok nich.
 Nie chciałam wspominać o incydencie z policzkiem, chyba lepiej o tym zapomnieć i wykonywać jego polecenia.
 Siedziałyśmy wsłuchując się w głuchą ciszę, wpatrując się w zakurzoną  murowaną podłogę.
Zaczęło burczeć mi w brzuchu, co nie było niczym dziwnym bo w końcu nie jadłam nic od imprezy. 
-Ciekawe czy mają zamiar dać nam coś do jedzenia- przerwałam ciszę, czując jak mój żołądek się kurczy. Bardzo chciało mi się jeść. 
-Mam nadzieję że szuka nas już policja i znajdzie zanim umrzemy z głodu, w tej pieprzonej piwnicy, czy co to do cholery jest!- warknęła Emily, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. 
- Moi rodzice na pewno odchodzą od zmysłów- zmartwiona Isabell, zacisnęła oczy, próbując zahamować nagły wybuch łez, jaki miał zamiar się wydostać z jej oczu.
Zamilkłyśmy, przez nagłe kroki dochodzące zza drzwi. Kolejny raz otworzyły się, w progu ukazując brązowookiego, który trzymał w rękach trzy maleńkie miseczki. 
Wszedł głębiej do pomieszczenia, stając tuż przed nami. Zza drzwi wychylały się dwie głowy chłopaków, biorących udział w porwaniu. Stali tam, zapewne na wypadek, gdybyśmy próbowały uciec. 
   -Smacznego- uśmiechnął się, schylając i kładąc miseczki na ziemi. Zerknęłam do środka, gdzie była zielona papka, wyglądała okropnie, tak też pewnie smakowała.
 –Macie trzy minuty na zjedzenie tego- wskazał palcem na miski- A po tym czasie przyjdę po was i wykonacie dla mnie pewne zadanie- dokończył z irytującym uśmieszkiem.
  Zamknął za sobą drzwi, po czym wstałyśmy biorąc miski do rąk.
 W papce wbite były małe plastikowe łyżeczki. 
Wykrzywiłyśmy się i wymieniłyśmy spojrzenia, bo chyba żadna z nas nie miała ochoty wziąć tego do ust, jednak jako pierwsza, sięgnęłam po łyżeczkę i skosztowałam, tego ohydnego ‘’dania’’. 
  Natychmiast się wykrzywiłam, gdy poczułam ten ohydny smak. Dziewczyny również wpakowały papkę do ust.
 W ostateczności musiałyśmy to zjeść, czy tego chcąc czy nie, jeśli nie chciałyśmy dłużej głodować. 
  - Cholernie się boję, co on miał na myśli mówiąc że ma dla nas zadanie – powiedziała Isabell, patrząc w zawartość swojej miseczki.
 - Mam już tego dość – wtrąciła Emily, odkładając na ziemię z hukiem swoją porcję papki
  - Dziewczyny, na pewno nas znaj… – nie dokończyłam, tego co chciałam powiedzieć, ponieważ ktoś otwierał przestarzałe drzwi. Mogłam się założyć o to że był to chłopak, który miał się zjawić po trzech minutach. Nasze głowy skierowały się w stronę wyjścia. Tak jak myślałam był to brązowooki z dwoma towarzyszami. Podeszli do nas i szarpnęli za posiniaczone ciała, zmuszając do tego byśmy wstały i wyprowadzili z pomieszczenia, w którym spędziłyśmy już dobre dwanaście godzin.
 Najpierw weszliśmy po kilkunastu schodach w górę i szliśmy gęsiego, ale nadgarstki każdej z nas trwały w ich żelaznych uściskach, przestałam odczuwać przepływ krwi i czułam mrowienie.
Bandyta trzymał moje nadgarstki, zdecydowanie za mocno. 
Schody wyprowadziły nas do ogromnego wnętrza domu, rozglądałam się na boki, urządzając tą przechadzkę i mogłam stwierdzić że był to dom bardzo bogato urządzony. 
Zapewne mieszkali tutaj ci bandyci, a mieli oni na pewno dużo pieniędzy.
  -Mógłbyś poluzować ten pieprzony uścisk?!- splunęła Emily, idąca tuż przede mną, która była trzymana  przez  brązowookiego bandytę.
 -Nie bądź niemiła Emily, bo może się to dla ciebie źle skończyć- parsknął w odpowiedzi chłopak.
-Nieważne, i tak was wpakują do więzienia, za to że nas tu więzicie!- krzyknęła, gdy zbliżaliśmy się do drzwi wyjściowych z domu.
Czyżbyśmy wychodzili na świeże powietrze?.
-Dam ci dobrą radę. Bądź grzeczną dziewczynką i zamknij ryj wreszcie!- wykrzyknął, zbulwersowany. 
 Ostatnie co usłyszałam to stłumiony jęk Emily i tak jak przypuszczałam, wyszliśmy na zewnątrz.
Ogród przed domem był ogromny, jednak najbardziej przerażający był płot, otaczający teren.
 Wyglądał jak ten, który razi prądem. Wszystko było dobrze zaplanowane, dookoła posesji widniał niekończący się las, więc jesteśmy na jakimś zadupiu, a płot jest na tyle dobry, że nie będziemy w stanie uciec z tego miejsca.
 Zatrzymaliśmy się przed czarnym ośmioosobowym samochodem, a bandyci, wypuścili nasze nadgarstki z żelaznego uścisku. Złapałam za nie, pocierając o nie, próbując złagodzić ból. Otworzyłam usta nie umiejąc wydusić z siebie ani jednego słowa, tu było strasznie, jeśli miałyśmy tu tkwić do końca życia to wolę już umrzeć.
 -Ryan, idź po wiadra, stoją pod ścianą z tyłu domu- rozkazał surowo chłopak o brązowych oczach. 
Ryan, bez słowa ruszył na tył domu, na krótką chwilę znikając mi z pola widzenia.  
 - Na początek, umyjecie mi samochód, bo mi samemu nie chce się tego robić- powiedział chłopak. –A jako ciekawostkę powiem wam, że nigdy nie uda wam się uciec– oznajmi spokojnie, wskazując na płot-razi prądem- uśmiechnął się bezczelnie. 
Dreszcze przeszły po całym moim ciele.
Ryan wrócił, stawiając przed nami dwa metalowe wiadra z wodą, z dużą ilością piany. 
 -Miłej pracy- odcharknął i splunął śliną na ziemię, odchodząc z chłopakami w stronę domu.  
Dziewczyny natychmiast wzięły się do roboty, chwytając za gąbki i mocząc je w wodzie, przejeżdżały zwinnymi ruchami po samochodzie. 
 Sama dołączyłam się do pracy i sięgnęłam po gąbkę, dołączając do przyjaciółek, myjąc brudny pojazd. 
Odwróciłam się za siebie w stronę domu, chcąc skontrolować sytuację.
 Pod ścianą stało trzech porywaczy.
Dwóch z nich patrzyło na nas obojętnie, czasami rozglądając się w swoje strony, jednak chłopak o brązowych oczach przyglądał się naszym tyłkom, lecz kiedy zorientował się że spoglądam w jego kierunku, podniósł swój wzrok na moją twarz i nasze spojrzenia się spotkały, a jego usta wygięły się w złośliwym uśmiechu.
Natychmiast oderwałam od niego wzrok, wracając do mycia wielkiego audi. 
Słońce mnie oślepiało, ale nic nie mogłam na to poradzić, chyba powinnam się zacząć modlić o zbawienie i powrót do domu.  
-Popieprzeni gnoje!, mam nadzieję że się kiedyś będą poniewierać w piekle!- smutna Isabell, z dużym naciskiem jeździła gąbką po przedniej szybie. 
-Tylko nie popieprzeni- usłyszałam głos za moimi plecami. 
Nie chciałam się odwracać, bo doskonale wiedziałam do kogo on należy. 
Isabell się więcej nie odezwała, zamiast tego zauważyłam jak przewraca oczami. 
Żadna z nas nie przestawała pucować samochodu.  
 -Nie!, nie!, źle to robicie- wypuścił powietrze z ust, stojąc tuż za mną.
 Położył swoją dłoń na mojej, szorując po powierzchni,  pokazując w jaki sposób mamy to robić. 
Jego dotyk w tej chwili był bardzo delikatny. Wzdrygnęłam się czując jego zapach, stał za blisko, dotykając swoją osobą moich pleców. 
Jego usta, były tuż nad czubkiem mojej głowy. Nie miałam ochoty go więcej widzieć, chciałam się pozbyć widoku jego twarzy ze swojej wyobraźni.  
Pochylił się odrobinę, zabierając rękę z mojej. 
Teraz jego usta były na wysokości mojego ucha.
-Masz bardzo seksowny tyłek, Livia- wyszeptał wprost do mojego ucha, sprawiając że zacisnęłam oczy.
 Chciałam go od siebie odepchnąć, jednak nie podjęłam ryzyka, wiążącego się z tym co mógłby mi zrobić.
-Poza tym, nie mieliśmy okazji poznać się tak oficjalnie. Jestem Justin- zdołałam odczuć jak się uśmiecha i odszedł, pozostawiając mnie w szoku.
Co to miało znaczyć?
Co ten kretyn sobie myślał? 
Zerknęłam na moje przyjaciółki, które były tak samo zaskoczone tym co przed chwilą się wydarzyło jak ja sama.


___________________________________________
I jak wam się podoba scena Justina z Liv ?;))


No to na początek chciałybyśmy Was z całego serca PRZEPROSIĆ, bo dodałyśmy rozdział bardzo późno, ale niestety to nie jest zależne od nas.
Wiecie... szkoła robi swoje, i musiałyśmy troszkę omówić bloga.
Od teraz rozdziały będą dodawane co tydzień.
Dziękujemy za 3 komentarze które były pod poprzednim rozdziałem :)
Ale szczerze liczymy aby pojawiło się ich trochę więcej, pamiętajcie że komentarze dają nam niezłego POWER'A na dalsze pisanie! ;))
A i zapomniałabym, mamy już ponad 1000 wyświetleń! :*
DZIĘKUJEMY!!!

O&N

6 komentarzy:

  1. Opowiadanie super juz nie moge doczekać się następnej części ps.nastepne części będą pojawiać się w soboty czy jeszcze nie wiadomo pozdrawiam Maja:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, rozdziały będą pojawiać się co sobotę. Pozdrawiamy :)

      Usuń
    2. To super z niecierpliwością będe czekać soboty jak nigdy pozdrawiam Maja:)

      Usuń
  2. Super rozdział! czekam z niecierpliwością na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział bardzo fajny, poza tym jak całe opowiadanie. :)
    Muszę przyznać, że mnie wciągnęło.
    Cieszę się, że za niedługo pojawi się 6 rozdział,
    Czekam na niego i pozdrawiam oraz życzę weny.
    ______

    Zapraszam serdecznie na nowy rozdział.

    nie-jestem-nia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń